Pokoj4-08, PDF
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ISSN 1664-3233
4
/
2008
KWARTALNIK FRANCISZKAŃSKIEGO ZAKONU ŚWIECKICH
REGION KATOWICKI I LUBLINIECKO-TARNOGÓRSKI
www.fzs.katowice.opoka.org.pl, www.fzskatowice.republika.pl, www.fzs.franciszkanie.pl
800 lat zakonu
franciszkańskiego /4/
B
racia Mniejsi wszystkich gałęzi i prowin-
przygotować: poznać biografię św. Francisz-
ka, jego przemianę duchową, pogłębić zna-
jomość reguły zakonnej. W pierwszym od-
cinku było o spotkaniu św. Franciszka z Pa-
pieżem i zatwierdzeniu pierwszej reguły
w roku 1209. W kolejnym o drugiej regule
franciszkańskiej. W trzecim odcinku o idei
ubóstwa.
Ciąg dalszy na str. 3
XV Ogólnopolska Pielgrzymka
FZŚ do Królowej Polski
Lipiec 2008
cji przygotowują się do obchodów 800-le-
cia ustnego zatwierdzenia franciszkańskie-
go zakonu przez papieża Innocentego III,
które miało miejsce w 1209 roku. Do rozpo-
częcia jubileuszu dzieli nas już niewiele cza-
su, dlatego członkowie Trzeciego Zakonu
Franciszkańskiego powinni się odpowiednio
Bratu
Edwardowi Noras –
Przełożony Regionu
Katowice FZŚ
Z okazji 70-tej rocznicy urodzin składamy naj-
serdeczniejsze życzenia błogosławieństwa Bożego,
opieki Matki Bożej Anielskiej, wstawiennictwa
św. Franciszka oraz zapewniamy o naszej modli-
twie, szacunku i życzliwości.
Bracia i Siostry FZŚ
Odpust Porcjunkuli – DZIEŃ DZIĘKCZYNIENIA –
Panewniki
Spotkanie u Matki Boskiej Fatimskiej w Turzy Śląskiej
– ROZWAŻANIA –
800 lat zakonu
Ciąg dalszy ze str. 1
i niech mają dwóch synów lub przynajmniej jednego. Ci
dwaj, którzy są matkami, niech wiodą życie Marty, a dwaj
synowie niech wiodą życie Marii (...). Ci bracia, którzy są
matkami, niech się starają trzymać z dala od ludzi i przez
posłuszeństwo dla swego ministra niech strzegą swych sy-
nów przed ludźmi, aby nikt nie mógł z nimi rozmawiać (...).
Synowie zaś niech przejmą niekiedy obowiązek matek we-
dług kolejności, jaką ustalą między sobą”. Franciszek
pierwszy da przykład takiego postępowania według reguły,
nazywając brata Eliasza i brata Pacyfika swoją matką.
Jedno jest pewne: zanim Franciszek został założycielem
zakonu i wielkim reformatorem Kościoła, musiał przejść
okres własnych przeobrażeń wewnętrznych, zostać odrzu-
cony przez ludzi, by móc być przyjęty na nowo jako ktoś zu-
pełnie inny. Ten sprzeciw ludzki jest chyba czymś natural-
nym, ponieważ społeczność odrzucając reformatorów,
poddaje próbie czasu ich naukę. Dlatego nie dziwi mnie, iż
– jak pisze kronikarz – rodzina i krewni lżyli Franciszka za
jego odmienienie. Mieszkańcy miasta naśmiewali się jak
z głupka i naiwniaka, bo nikt normalny – uważali – nie wy-
rzeka się ciężko zapracowanych dóbr, by potem chodzić za
jałmużną od drzwi do drzwi. Dlatego niewiele mu dawano,
natomiast hojnie obrzucano obelgami twierdząc, że chce
żerować na ludzkiej dobroci. Po jakimś czasie jednak kaza-
nia i życie Franciszka zaczęły mieszkańców różnić: jedni
twierdzili nadal, że jest szaleńcem, inni zaprzeczali obsta-
jąc, że obłąkany nie może tak przemawiać. Wreszcie jego
sposób życia zaczynał wzbudzać pełen szacunku lęk, ale
jeszcze niewielu kwapiło się do wstępowania w jego ślady.
Zastanawiam się, czy dzisiaj mogłaby się rozegrać taka
scena, jak między Franciszkiem a jego pierwszym uczniem
Bernardem Quintavalle, pragnącym naśladować Chrystu-
sa, oraz Piotrem z Catanii. Wszyscy trzej weszli do kościo-
ła św. Mikołaja w Asyżu z nadzieją, że Pan powie im, co
mają czynić. Po chwili modlitwy Franciszek wziął do ręki
księgę Pisma św., uklęknął przed ołtarzem i prosił Pana, by
przy pierwszym jej otwarciu ukazał im swoją wolę. Kiedy
otworzył Biblię, przeczytali: „Jeśli chcesz być doskonały,
idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz
miał skarb w niebie”. Uczynili podobnie jeszcze dwukrot-
nie i za każdym razem Pan domagał się od nich całkowite-
go ubóstwa. Wzięli więc, Bernard i Piotr, pieniądze, jakie
posiadali, spieniężyli także majątki i wszystko rozdali ubo-
gim. Tak ogołoceni, obydwaj oblekli habity jak Franciszek,
i od tej godziny żyli razem.
Zapewne ta sytuacja sprawiła, że w jednej z reguł Fran-
ciszek napisał o pieniądzach: „Skoro opuściliśmy wszystko,
miejmy się na baczności, abyśmy za tak niewiele nie utraci-
li królestwa niebieskiego. A jeśli znajdziemy gdzieś pienią-
dze, nie poświęcajmy im więcej uwagi niż pyłowi, po któ-
rym depczemy stopami”.
Wspominam ten fakt dlatego, ponieważ daje on początek
franciszkańskiemu zakonowi. Trudno jest dzisiaj tak rady-
kalnie i dosłownie rozumieć Słowo Boże. Ale też Francisz-
kowe powołanie było jak znane nam powołanie apostołów.
Jezus dokonuje tego w podobny sposób: wzywa, wybiera so-
bie współpracowników. Dla Franciszka wezwanie to było
jak rażenie piorunem. Natychmiast też zostawił wszystko,
by wykonać polecenie, i już na zawsze pozostać narzędziem
w rękach Boga. Nie kierowała nim ani młodzieńcza beztro-
ska, ani fantazja – po prostu zawierzył całego siebie Jezuso-
wi. To był akt zaufania Bogu-Człowiekowi, całkowite wy-
zwolenie się z nawyków dawnego życia. Krok, dla innych
sprzeczny z rozsądkiem, dla niego – jedynie możliwy.
CZESŁAW RYSZKA
RADYKALIZM POWOŁANIA
Franciszek, nazwany królem młodzieży asyskiej, nie
otrzymał tego przydomka z powodu hulaszczego trybu ży-
cia. Bynajmniej. Jeśli gromadził wokół siebie młodych przy-
jaciół, zawadiaków takich jak on, to raczej jako niespokoj-
ny duch, marzący o innym, pełniejszym życiu aniżeli to, któ-
re toczyło się wśród codziennych trudów i zabiegów o do-
statni byt. Zanim rozpaliła go chęć sławy rycerskiej, próbo-
wał ją zdobyć jako miłośnik przygód, szalony młodzieniec.
Tak właśnie średniowieczna
Legenda Trzech Towarzyszy
wspomina o Franciszku, że jako młodzieniec „w wydatkach
był tak mało odpowiedzialny”, na uczty i rozrywki wydawał
wszystko, co miał pod ręką. Za takie marnotrawstwo grosza
na zabawy strofowali go nieraz rodzice słowami: „Pomyślał-
by kto, że jesteś synem księcia, a nie kupca”. Wszystko jed-
nak kończyło się tolerancją wobec młodzieńczych zachcia-
nek, ponieważ syna bardzo kochali, a majątek na to pozwa-
lał. Franciszek popisywał się też próżnością w ubiorze, stro-
jąc się bez umiaru i ponad stan. Do rówieśników i towarzy-
stwa tak lgnął, że na każde ich skinienie zrywał się od stołu,
nie tknąwszy nieraz jedzenia, sprawiając często rodzicom
dużą przykrość nietaktownym swym zachowaniem się.
Jednak ten wykwintniś i elegant – jak mówiło się o Fran-
ciszku – potrafił nieraz zaskoczyć wszystkich. Bywało, że na
swoje wspaniałe szaty przyszywał starą łatę. Zdarzało się,
że zamieniał własny strój z żebrakiem. Kiedyś pracując
w sklepie ojca – mógł być wtedy w złym humorze – obszedł
się źle z biedakiem, który w imię Boże prosił go o jałmuż-
nę. Zreflektował się jednak, wybiegł za nim, dopadł go
gdzieś opodal i sowicie obdarował. Można sądzić, że były
to najbardziej ludzkie i szczere odruchy serca, które bunto-
wało się przeciw społecznej nierówności i nieuzasadnionej
kastowości między ludźmi.
O innym zdarzeniu, świadczącym o wielkim sercu Fran-
ciszka, można się dowiedzieć z fresku Giotta. Malarz poka-
zuje młodzieńca podczas konnej przejażdżki w pobliżu mia-
sta, gdzie spotkał ubogiego rycerza, który wszystko stracił na
wojennej wyprawie. Franciszek zatrzymał się, zdjął swój bo-
gaty płaszcz i obdarował rycerza. Uczynił to z łagodnym
uśmiechem, jakby prosząco, lękając się urazić dumę biedaka.
Rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić Franciszka stoją-
cego za sklepową ladą, usługującego klientom, goniącego
za zyskiem. Odziedziczył naturę matki, kobiety subtelnej
i religijnej. Nie zawiódł jej oczekiwań, choć bywało, wywo-
ływał sytuacje – w oczach tzw. porządnych ludzi – godne
pożałowania. Ale nawet wówczas matka nie opuściła go.
Tak było m. in. gdy ojciec uwięził go za to, że chciał pójść
za głosem powołania.
Tomasz Celano opisuje to słowami: „Zdarzyło się, że je-
go ojciec z powodu pilnej sprawy rodzinnej oddalił się na
krótko z domu, a mąż Boży pozostawał związany w domo-
wym więzieniu. Jego matka, która sama przebywała z nim
w domu, nie aprobując uczynku swego męża, łagodnie roz-
mawiała z synem, ale skoro zobaczyła, że nie może go od-
wieść od jego zamiaru, po macierzyńsku ulitowała się nad
nim i złamawszy więzy, puściła go wolno. A on, dziękując
Bogu wszechmogącemu, spiesznie wrócił na to miejsce,
w którym przebywał poprzednio”.
To musiała być dramatyczna scena. Matka wbrew ojcu
uwalnia syna. Kieruje się w tym przypadku tylko swoją intu-
icją i troską. Jej postawa pozostawi pozytywny ślad w umy-
słowości Franciszka. Kiedy później będzie układał „Regułę
dla braci pustelników” napisze: „Ci bracia, którzy pragną
wieść życie zakonne w pustelniach, niech będą we trzech,
a najwyżej we czterech. Dwaj z nich niech będą matkami
4/2008
3
– ROZWAŻANIA SŁOWA BOŻEGO –
PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE
Uroczystość Chrystusa Króla
Ja się na to narodziłem i na to przy-
szedłem na świat aby dać świadectwo
prawdzie.
Liturgia tej uroczystości każe nam
przystanąć na moment i zastanowić
się nad słowami modlitwy Pańskiej,
wymawianymi często mechanicznie
i bez zastanowienia:
Przyjdź Królestwo
Twoje.
Słowo,
być królem, królować
przywodzi na myśl różne skojarzenia.
Najczęściej myślimy o autorytarnej
władzy, o panowaniu. Król, to ten,
który rządzi mocną ręką, przed kim
odczuwa się respekt i lęk. Ale gdy mo-
wa o Chrystusie Królu, to nierzadko
jawi nam się obraz z piłatowego dzie-
dzińca. Tam człowiek dał Jezusowi ja-
sno do zrozumienia co znaczy dla nie-
go Jego Królestwo.
Okrutna zabawa rozegrała się na
dziedzińcu Piłata. Król powinien no-
sić koronę – i znalazła się korona
upleciona z kolczastych łodyg. Król
powinien nosić szkarłatny płaszcz –
i znalazła się czerwona szmata. Król
powinien otrzymywać pokłony – ob-
darzono go więc szyderczymi ukłona-
mi. To już nie był rozkaz Piłata. To
szatan pastwił się nad Jezusem, bo
chciał pozbawić Boga godności, bo Je-
zus miał niepowtarzalną, królewską
twarz. I trzeba było tę twarz znie-
kształcić, żeby już nie było w niej nic
królewskiego ani nawet ludzkiego, że-
by raczej budziła śmiech i politowa-
nie. Ale ci nieszczęśnicy, którymi po-
sługiwał się ten zły nie wiedzieli, że
w ten sposób niszczą tylko własną
godność bo prawdziwego oblicza Bo-
ga zniekształcić nie można. Można je
zranić, poplamić krwią i opluć, ale
zniszczyć się nie da. Tajemnica bo-
wiem królewskiej godności ukryta jest
głęboko w sercu. A ta prawdziwa god-
ność promieniowała z każdego Jezu-
sowego czynu i z każdego słowa. To
właśnie ta królewska godność kazała
Jezusowi milczeć. On sam kiedyś po-
wiedział, że nie rzuca się pereł przed
wieprze, to znaczy że człowiek obda-
rzony królewską godnością do pewne-
go poziomu się nie zniża. Mówiąc tro-
chę miej literacko: ze świnią dialogu
się nie prowadzi.
Napisze po latach w jednym ze swo-
ich listów św. Piotr Apostoł:
Chrystus
zostawił wam wzór. On grzechu nie po-
pełnił a w Jego ustach nie było podstę-
pu. On, gdy mu złorzeczono nie złorze-
czył a kiedy cierpiał nie groził.
Ja się na to narodziłem i na to przy-
szedłem na świat aby dać świadectwo
prawdzie.
Nie wszyscy w ów wielki piątek Mę-
ki Pańskiej zamknęli oczy na królew-
ską godność Syna Bożego. Był ktoś,
kto miał oczy szeroko otwarte. Mówi
ewangelista, że gdy Jezus wyszedł na
zewnątrz w cierniowej koronie
i w purpurowym płaszczu, sam Piłat
dotknięty jego widokiem zwrócił się
do szalejącego tłumu:
Oto człowiek, co
wyście zrobili z człowiekiem,
ale być
może chciał też powiedzieć:
Taki jest
człowiek, oto do czego zdolny jest czło-
wiek.
Ale paradoksalnie, ten sam Pi-
łat, jedyny trzeźwy tego dnia człowiek,
okazał się najbardziej tragiczną posta-
cią wielkiego piątku. Nie rozbestwieni
żołnierze i nie żądne krwi pospólstwo,
bo ci w swojej głupocie niewiele rozu-
mieli, ale Piłat, namiestnik cesarski,
który rozumiał wszystko doskonale,
który przesłuchując skazańca potrafił
do końca zachować zimną krew, jedy-
ny, który potrafił prowadzić z Jezusem
inteligentną rozmowę:
Co to jest praw-
da?, nie chcesz ze mną mówić?, za-
wrzyjmy umowę, pójdź na kompromis,
daj sobie spokój z tym twoim króle-
stwem a ocalisz skórę, ja już resztę za-
łatwię, zobaczysz, jeszcze zrobisz karie-
rę. Czy wiesz, że ja mam władzę uwol-
nić Ciebie i mam władzę Cię ukrzyżo-
wać?
Byłoby lepiej dla Piłata gdyby tej
rozmowy nigdy nie rozpoczynał, bo
odpowiedź Jezusa była druzgocąca:
Nie miałbyś żadnej władzy nade mną
gdyby Ci jej nie dano z góry, Pamiętaj
Piłacie, że nad Tobą też jest władza.
Twoje ręce nie są wolne. Teraz sprawu-
jesz władzę, siedzisz na tronie i mnie są-
dzisz ale jesteś bardziej skrępowany niż
ja. To ja jestem wolny a twoja władza
to niewola. Ty musisz mówić to, co ci
każą. Ty się nawet boisz tego tłumu,
który wrzeszczy pod oknem bo Cię mo-
gą oskarżyć, że nie jesteś przyjacielem
Cezara. I nie pytaj głupkowato, co to
jest prawda, bo ty dobrze o tym wiesz,
ale boisz się o tym powiedzieć. Czy to
jest twoja władza Piłacie?
Z pewnością przeszedł dreszcz po
ciele Piłata, a tę lekcje królewskiej
godności zapamiętał do końca życia.
I to też był dramat wielkiego piątku,
dramat uwikłanego człowieka, który
doskonale wszystko rozumiał, ale we-
wnętrzne zniewolenie nie pozwoliło
mu zdobyć się na szczerość wobec sie-
bie samego. I to jest dramat każdego
człowieka wplątanego w układy, który
jak Piłat z Pontu dla doraźnych korzy-
ści rezygnuje z własnego
Ja,
z wła-
snych poglądów, z własnej wolności
i gotów jest poświęcić prawdziwą przy-
jaźń. To jest też dramat człowieka
uwikłanego w niewolę własnych za-
chcianek, nałogów i namiętności, któ-
re obezwładniły jego duszę. Dramat
człowieka, który za przysłowiową
mi-
skę soczewicy
gotów jest sprzedać wła-
sną królewską godność i własne czło-
wieczeństwo. Teraz dopiero Piłat stoi
jak wryty i patrzy na Jezusa:
Oto praw-
dziwy człowiek!
Ja się na to narodziłem i na to przy-
szedłem na świat aby dać świadectwo
prawdzie.
Jezus uczynił i nas królestwem wy-
zwoliwszy uprzednio z niewoli grze-
chu. Mówi o tym fragment Apokalip-
sy Św. Jana. Człowiek wierzący staje
każdego dnia z pokorą przed Chrystu-
sem, by uczyć się tej samej królewskiej
godności, wymawiając słowa:
Przyjdź
Królestwo Twoje.
Czy zdaje sobie spra-
wę o jakie królestwo prosi? Czy jest to
naprawdę prośba o życie zgodne z wo-
lą Bożą, o życie w prawdzie i w godno-
ści? Kiedy chcesz wypowiedzieć słowa
Przyjdź Królestwo Twoje,
to nigdy bez-
myślnie! Najpierw popatrz na samego
Króla i rozważ tajemnicę Jego godno-
ści. Popatrz jak On daje świadectwo
prawdzie. Stoi spokojnie i wypowiada
ciągle te same słowa:
Ja Jestem!.
W zwyczajny prosty sposób ale z pod-
niesioną głową wyznaje prawdę. Bo
taka postawa tylko wtedy ma swoją
apostolską wymowę, gdy nie spusz-
czam oczu, gdy nie odwracam twarzy.
Ja jestem człowiekiem wierzącym!, ja
jestem chrześcijaninem, staram się na
co dzień żyć Ewangelią i nie potrzebuję
się tego wstydzić, nie potrzebuję mojej
wiary ukrywać ale mam swoje zasady
i potrafię całemu światu spojrzeć prosto
w oczy!
Prawda zawsze pozostanie prawdą.
Czy się z tym ktoś będzie zgadzał czy
nie. Bo prawda objawiona przez Boga
nie podlega ludzkiemu osądowi. Nie-
ważne czy to będzie osąd potężnego
króla czy potężnej demokracji. Praw-
dy nie ustala się głosami większości.
Mówi Chrystus:
Ja się na to narodzi-
łem i na to przyszedłem na świat aby
dać świadectwo prawdzie.
Prawda za-
wsze wyzwala, bo zbliża człowieka do
Boga. Jeżeli więc poznanie prawdy
kogoś zniechęca i paraliżuje, to zna-
czy, że jest niewolnikiem własnych
złudzeń. Ten powinien w codziennym
Ojczenaszu
pomijać słowa
Przyjdź
Królestwo Twoje.
Ten powinien naj-
pierw dobrze przyswoić sobie lekcję
z pretorium Piłata, ten musi najpierw
dobrze przyjrzeć się Chrystusowi, roz-
poznać jego rysy, słowa, gesty i uczyn-
ki i tak jak On najpierw z podniesioną
głową spojrzeć prosto w oczy całemu
światu wyznając
Ja jestem.
I dopiero
potem z równie podniesioną głową
uczciwie zawołać do Boga
Przyjdź
Królestwo Twoje.
Amen
Teresa S.
4
4/2008
– W NURCIE FORMACJI –
KONFERENCJA DZIESIĄTA
FRANCISZKAŃSKI ZAKON ŚWIECKICH
ODNOWA KOŚCIOŁA – podstawowym zadaniem franciszkanina świeckiego (art. 6)
„Franciszku, idź i napraw mój ko-
ściół”
– usłyszał święty nasz Ojciec
z krzyża w kościele św. Damiana. To
polecenie jest skierowane również do
nas, franciszkanów świeckich.
„Pogrzebani i zmartwychwstali we-
spół z Chrystusem przez Chrzest...”
Nasze powołanie jest do Chrztu.
Istotę tego powołania oddaje św. Pa-
weł (Rz 6.1-14)
„Czyż nie wiadomo wam, że my
wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest
zanurzający w Chrystusa Jezusa, zo-
staliśmy razem z Nim pogrzebani po
to, abyśmy i my wkroczyli w nowe ży-
cie – jak Chrystus powstał z martwych
dzięki chwale Ojca. Jeżeli bowiem
przez śmierć, podobną do Jego śmier-
ci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno,
to tak samo będziemy z Nim złączeni
w jedno przez zmartwychwstanie. To
wiedzcie, że dla zniszczenia grzeszne-
go ciała dawny nasz człowiek został
razem z Nim ukrzyżowany po to, by-
śmy już więcej nie byli w niewoli grze-
chu. Kto bowiem umarł, stał się wolny
od grzechu. Otóż, jeżeli umarliśmy ra-
zem z Chrystusem, wierzymy, że
z Nim również żyć będziemy, wiedząc,
że Chrystus już więcej nie umiera, że
śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo
to, że umarł, umarł dla grzechu tylko
raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy
rozumiejcie, że
umarliście dla grze-
chu, żyjecie dla Boga.
Niechże więc
grzech nie króluje w waszym śmiertel-
nym ciele, poddając was swoim pożą-
dliwościom. Nie oddawajcie też człon-
ków jako broń nieprawości na służbę
grzechowi, ale oddajcie się
na służbę
Bogu
jako ci, którzy ze śmierci prze-
szli do życia, i członki wasze oddajcie
jako
broń sprawiedliwości
na służbę
Bogu. Albowiem grzech nie powinien
nad wami panować, skoro nie jeste-
ście poddani Prawu, lecz łasce.”
Tekst jest jednoznaczny –
mamy
uśmiercić w sobie grzech i oddać
się na służbę Bogu.
Tak, byśmy mo-
gli powiedzieć za św. Pawłem:
„Teraz
nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.
Choć nadal prowadzę życie w ciele, jed-
nak obecne życie jest życiem wiary
w Syna Bożego, który umarł za mnie
i siebie wydał za mnie”.
Wynika stąd, że tajemnice życia
Chrystusowego: narodzenie, młodość,
apostolstwo, obcowanie z ludźmi, mę-
ka, śmierć, zmartwychwstanie są źró-
dłem naszego życia zespolonego z Bo-
giem.
Symbolika Chrztu św. ma podwójne
znaczenie: W wodzie
tonie (umiera)
grzech, obmywa się nowe życie.
Wy-
raźnie odbija się to w chrzcie przez za-
nurzenie. Woda, w którą wchodzimy
jest znakiem
śmierci,
z której wycho-
dzimy jest znakiem
narodzin.
„... przez Chrzest, który czyni ich ży-
wymi członkami Kościoła”
Przyjmowanie Chrztu jest zupełnie
czymś innym niż wstąpienie do jakie-
goś stowarzyszenia. Chodzi tu o naro-
dziny, które wprowadzają do wspólno-
ty Kościoła, jak dziecko do rodziny.
Można się go wyprzeć, ale nie można
przekreślić faktu jego zaistnienia. Nie
jest to wydarzenie wyłącznie osobiste.
Chrzest zespala nas z Kościołem, sta-
jemy się członkami Mistycznego Ciała
Chrystusa. Łączy on nas w Nim w jed-
nym Duchu.
„... a jeszcze bardziej złączeni z nim
poprzez Profesję”
Profesja jest szczególnym zobowią-
zaniem do spełnienia warunków
Chrztu. Poprzez Profesję franciszka-
nin żyjący w świecie obiecuje stosować
środki szczególne, by prowadzić życie
ewangeliczne.
„... mają stawać się świadkami i na-
rzędziami misji Kościoła”
Świadek
to ten, który
widzi. Narzę-
dzie
to
organ wykonawczy.
Mamy
więc widzieć i działać. Być świadkiem
i narzędziem misji Kościoła jest naka-
zem Konstytucji Dogmatycznej o Ko-
ściele. Mamy stać się uczestnikami
Mistycznego Ciała Chrystusa w Jego
potrójnej roli: kapłańskiej, proroczej
i królewskiej.
Należy pamiętać, że
świadkiem
jest się przez
postawę życiową,
przez
słowa
i
czyny – narzędziem.
„Natchnieni przez św. Franciszka
i z nim powołani do odnowy Kościoła”
Słowa, które kieruje Jezus do nas
przez św. Franciszka:
„Odnów mój
dom”
zobowiązani jesteśmy wypełnić.
Oznacza to: dogłębną znajomość in-
tencji Bożego Architekta poprzez me-
dytację Jego Słowa, pokorną i cichą
pracę pracę cierpliwą – zwracanie
uwagi na „być” a nie „działać”.
„Niech starają się usilnie żyć w pełnej
łączności z papieżem, biskupami i ka-
płanami”
Św. Franciszek pisze: „Dał mi Pan
i daje tak wielkie zaufanie do kapła-
nów, którzy żyją według zasad święte-
go Kościoła Rzymskiego, ze względu
na ich godność kapłańską, że chociaż
prześladowaliby mnie, chcę się do
nich zwracać. I chociaż miałbym tak
wielką mądrość jak Salomon, a spo-
tkałbym bardzo biednych kapłanów
tego świata, nie chcę wbrew ich woli
nauczać w parafiach, w których oni
przebywają. I tych, i wszystkich innych
chcę się bać, kochać i szanować jako
moich panów. I nie chcę dopatrywać
się w nich grzechu, ponieważ rozpo-
znaję w nich Syna Bożego i są moimi
panami. I postępuję tak, ponieważ na
tym świecie nie widzę wzrokiem ciele-
snym niczego z Najwyższego Syna Bo-
żego, tylko Jego Najświętsze Ciało
i Najświętszą Krew, które oni przyj-
mują i oni tylko innym udzielają.”
(T 6-10)
Starajmy się stosować do słów na-
szego Ojca. Pamiętajmy: kapłanów
można chwalić, albo nie mówić o nich
wcale.
„... podtrzymując otwarty i ufny dia-
log, który przynosi obfite owoce apo-
stolskie.”
Dialog (
dialogein – rozmawiać)
oznacza
współdziałanie w zakresie
wspólnego poszukiwania prawdy,
obrony wartości ogólnoludzkich,
współpracy dla sprawiedliwości
społecznej i pokoju.
Zakłada uzna-
nie godności i wolności człowieka,
prawa do wyrażania poglądów (nawet
błędnych). Realizuje się na płaszczyź-
nie spotkań osób lub grup społecz-
nych. Różnicują go dążenia partnerów
do realizowania własnych idei, kon-
frontacji i wymiany przekonań oraz do
współdziałania według określonego
programu.
W naszym przypadku chodzi o po-
moc, jaką świeccy mogą i powinni
ofiarować biskupom i księżom. Z do-
kumentów Soborowych czytamy:
„Pasterze wiedzą, iż nie zostali usta-
nowieni przez Chrystusa, by sami po-
dejmowali się całej misji zbawienia.
Wierni niech odnoszą do kapłanów
z miłością synowską, dzieląc ich niepo-
koje. Niech dokładają starań, by stali
się pomocni modlitwą i działaniem”.
Należy wydobyć to, co jest właściwe
osobom świeckim w Kościele. Pewne
zadania są przynależne tylko świeckim;
obejmują wyłącznie ich kompetencję.
Chodzi o odkrywanie i realizowanie
czynności osób świeckich w Kościele.
Wspólnota w Kościele zakłada:
współobecność –
elementy tworzą-
ce Kościół znajdują się blisko siebie,
niczym członkowie jednej rodziny
dopełnianie się –
każdy element
Kościoła jest inny i w ten sposób osią-
ga rozkwit
współodpowiedzialność –
każdy
jest świadomy swojego obowiązku
Br. Jan Kazior
4/2008
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]