Powtórka z miłości - Jane Goodger, BOHATERKI O NIESTANDARDOWYM WYGLĄDZIE puszyste, wysokie, hojnie obdarzone ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jane Goodger
Powtórka z miłości
1
Już zaczął jej żałować, a przecież nie złamał jej jesz­
cze serca.
Henry Owen spojrzał przez zatłoczony pokój mu­
zyczny na Anne Foster i poczuł ochotę, żeby uciec od
niej, od siebie i od całkowitej pewności, że jest ostat­
nim łajdakiem. Przypomniał sobie, jak ojciec pouczał
go kiedyś, że grzech jest jeszcze gorszy, kiedy się grze­
szy z pełną świadomością. Jeśli to prawda, to pewnie
sam diabeł złoży mu niedługo gratulacje.
Chyba że zdarzy się jakiś cud, co wydawało mu się
mało prawdopodobne, zważywszy to, co zamierzał
zrobić. Anne miała zostać jego żoną przed końcem ro­
ku. Była tak niedoskonała, że doskonale nadawała się
do jego celów. Skupiała w sobie to wszystko, czego nie
lubił u kobiet: była niebieskooką, nieśmiałą blondyn­
ką, o, mówiąc oględnie, pełnych kształtach. Zbyt obfi­
tych, żeby cieszyć oko, dodał brutalnie w myślach. On
sam wolał ciemne piękności, o delikatnych figurach.
Kobiety wykształcone i inteligentne. Natomiast każda
rozmowa z panną Foster była dosyć przykra, wziąw­
szy pod uwagę przedłużające się momenty ciszy, prze­
rywane jedynie jej nerwowym chichotem. Śmiała się
dosłownie z wszystkiego, co mówił.
Miała natomiast jedną istotną zaletę. Henry przy­
puszczał, że jest w nim zakochana po uszy. Dzięki te­
mu powinna od razu przystać na propozycję małżeń-
5
stwa. Tak, Anne Foster doskonale nadawała się do je­
go celów.
Żywił tylko nadzieję, że nigdy nie pozna prawdziwych
motywów, które nim kierowały. Co prawda starał się so­
bie wmówić, że jest zimny jak lód, ale w istocie wcale nie
był okrutny. Dał się po prostu opętać jednej myśli.
- No i jak? Kiedy się oświadczysz? - spytał niedba­
le Alex Hanley, wskazując brodą Anne.
Henry przyjaźnił się z nim od wczesnego dzieciń­
stwa. Alex był prawdziwym pedantem, odznaczającym
się wielką dbałością o strój i nieco mniejszą o odpo­
wiednie zachowanie, natomiast Henry był niezbyt po­
rządny, lecz niebezpiecznie przystojny. To sprawiało,
że kobiety od razu chciały poprawić mu fular czy wy­
gładzić poły surduta. Dodatkowo zaś działał na nie
fakt, że Henry, chociaż skończył już dwadzieścia sie­
dem lat, wychowywał się jako sierota.
Teraz skrzywił się i spojrzał poirytowany na przy­
jaciela.
- Myślałem, żeby zrobić to po rozmowie z dziad­
kiem. Gdyby zgodził się oddać mi Sea Cliff, uniknęli­
byśmy zbędnego zamieszania - powiedział, czując, jak
żołądek mu się skurczył na myśl o małżeństwie z Anne.
- Wiesz przecież, że tego nie zrobi - westchnął Alex.
- To raczej ty powinieneś porzucić opętańczą myśl, że­
by za wszelką cenę zdobyć tę rezydencję.
Henry zacisnął szczęki. Kto jak kto, ale przyjaciel po­
winien zrozumieć, dlaczego Sea Cliff jest dla niego tak
ważne. Zrezygnowałby z całego spadku, gdyby tylko dzia­
dek oddal mu letnią rezydencję na Jamestown. Zresztą
stanowiła ona tę część spadku, którą miał otrzymać po
ukończeniu trzydziestu lat lub po ślubie. Nie mógł jed­
nak czekać, aż osiągnie trzydziestkę, ponieważ Sea Cliff
6
zaczęło powoli osuwać się ze zbocza, co było wynikiem
sztormów nawiedzających wybrzeża Nowej Anglii. Na­
wet teraz dom wciąż balansował na granicy zagrożenia,
stojąc na erodującej skale tuż koło Newport, gdzie zbu­
dowano go w 1857 roku, czyli trzydzieści sześć lat temu.
Żeby ocalić Sea Cliff, musi przejąć je jak najszybciej, co
w jego sytuacji było równoznaczne z ożenkiem.
Henry, człowiek praktyczny, nie mógł racjonalnie wy­
jaśnić, dlaczego tak bardzo zależy mu na tym domu.
Gdyby powiedział, o co mu chodzi, zabrzmiałoby to
śmiesznie: „Chcę ocalić rezydencję, bo spędziłem w niej
najszczęśliwsze chwile życia". A jednak była to prawda.
Po cichu liczył też na to, że znów będzie tam szczęśliwy.
Sea Cliff stanowiło w jego pamięci raj, miejsce chro­
niące go przed siłami zła i ciemności. Co prawda miał
wtedy tylko dwanaście lat i spędzał na wciśniętej między
Newport a część lądową Rhode Island wysepce wakacje,
ale wciąż pamiętał błękit nieba, smak soli w powietrzu
i piasek na plaży. Kiedy myślał o Sea Cliff, natychmiast
pojawiała się przed jego oczami matka, czytająca mu
książki ciepłymi popołudniami, albo ojciec, z którym
przemierzał las w poszukiwaniu rzadkich kwiatów.
To wszystko przepadło, kiedy rodzice utonęli w cza­
sie przeprawy przez cieśninę na Block Island. Nie było
go wtedy nawet na Jamestown. W jednej chwili stracił
wszystko, co się liczyło w jego życiu. Łącznie z Sea Cliff.
Lata zaniedbań spowodowały, że rezydencja popadła
w ruinę. W niczym nie przypominała tego, czym była
w okresie swej świetności. Henry obserwował ten proces
zniszczenia z bólem serca, ale jego dziadek mimo
ponagleń nie robił nic, żeby temu zapobiec. Dziesięć lat
temu Henry zauważył, że urwisko, na którym stała re­
zydencja, zaczęło gwałtownie erodować. Właśnie wtedy
7
zaczął serię rozmów z dziadkiem, ale nie dawały one żad­
nego rezultatu. Oczywiście wiedział, że małżeństwo roz­
wiązałoby wszystkie problemy, jednak nigdy się nad tym
poważnie nie zastanawiał. Zbyt często widział, czym się
kończyły małżeństwa dla pieniędzy czy majątku, i ślubo­
wał sobie, że ożeni się tylko z miłości. Tak jak jego ro­
dzice. Do niedawna nawet nie myślał o pieniądzach.
Wciąż pamiętał rozmowę z Alexem, kiedy w końcu
oznajmił mu, że chce się ożenić, żeby ocalić Sea Cliff.
Chodziło mu o szybkie małżeństwo z kimś, komu nie
będzie przeszkadzał pośpiech, a potem samotne życie
bez męża. Za nic nie chciał stać się jednym z tych mę­
żów, którzy zarabiają tylko po to, żeby zaspokoić
próżność swoich żon. Tak naprawdę w ogóle nie za­
mierzał zostać mężem.
- Skoro chcesz się żenić, wybierz brzydką dziewczy­
nę - doradzał mu półżartem Alex. - Będzie ci tak
wdzięczna, że nawet nie piśnie, kiedy zostawisz ją samą.
Zobaczysz, że w ten sposób unikniesz wielu trudności.
Był to okrutny pomysł, ale Henry natychmiast nań
przystał. Od razu też pomyślał o Anne Foster - skrom­
nej, wstydliwej Anne, której oczy śledziły go wiernie
spod blond loków w czasie paru wieczorków, w któ­
rych oboje uczestniczyli. Nadawała się ona jak nikt in­
ny do jego celów i, popychany obsesją, postanowił się
jej oświadczyć.
Kiedy pierwszy raz poprosił ją do tańca, poczuł ta­
kie obrzydzenie, że niemal porzucił swój chory plan.
Anne była tak szczęśliwa i tak w niego zapatrzona, że
chciał wyznać jej wszystko na kolanach i prosić o prze­
baczenie. Nawet nie podejrzewała, jak jest zepsuty.
Cała sprawa wydawała się zatrważająco łatwa.
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tlumiki.pev.pl